AMANU - NUKU HIVA
Atol , wyspa w kształcie obwarzanka. W przypadku atolu Amanu , to całkiem spory obwarzanek, bo jego wymiary to
Za chwilę stajemy na kotwicy w pobliżu wioski. Jest to nawietrzny brzeg. Wiatr wieje tutaj przez całą szerokość atolu i ma możliwość podnieść całkiem wysoką falę. Nie jest to więc dobre miejsce do kotwiczenia. Ale na razie wiatr nie jest zbyt silny , więc razem z Jerzym wybieramy się na brzeg. Ponton na wodę i po chwili cumujemy nasze dingi w małym porciku. Port jest niewielki, ale nabrzeże nowe, ładnie utrzymane.
Atol Amanu, taki budynek to już skansen. Obecnie króluje blacha falista.
To niezwykłe miejsce, tak oddalone od najbliższych osad ludzkich . Do Gambier czy na Markizy jest 800 km. A jednak ludzie tu mieszkają na stałe. Trudno określić ilość mieszkańców, ale myślę ,że około 200 osób.
Krótka przechadzka pomiędzy tymi schludnymi, w większości , domami i wracamy na jacht. W międzyczasie siła wiatru wzrosła i coś trzeba zdecydować. W obecnym miejscu pozostać nie możemy. Z pomocą przychodzi miejscowy sternik łodzi. Potwierdza, że to miejsce nie jest dobre do kotwiczenia i pokazuje skrawek wody osłonięty rafą. Przenosimy się tam po chwili i jesteśmy osłonięci od fali przez wystający kawałek rafy tworzący rodzaj falochronu. Kolory , ach te cudowne odcienie niebieskiego . Od granatu po błękit. Na brzegu widać plażę palmy, wszytko to z czym może się kojarzyć atol. Jednak wiatr już na tyle stężał ,że wyprawa na brzeg może być kłopotliwa. Zostajemy więc na jachcie i z kokpitu podziwiamy te cuda natury.
Prognoza pogody którą otrzymujemy dzięki serwisowi Predickt Wind, przewiduje zmianę kierunku wiatru na NE . Przy tym kierunku wiatru, aby dotrzeć na Markizy, musielibyśmy iść ostro pod wiatr i falę, taka perspektywa , u nikogo nie budzi entuzjazmu. Dlatego decydujemy się opuścić Amanu następnego ranka.
Kolejnego dnia , zaraz po śniadaniu podnosimy kotwicę i płyniemy w stronę wyjścia na ocean. Pokonanie przejścia w rafie budzi również emocje, może już nie tak wielkie jak za pierwszym razem , ale powstające wiry i rafa w pobliżu budzą respekt i niepokój. Przed nami 450 mil żeglugi po oceanie. Wiatr wieje ze wschodu około 12 - 14 kn, czyli piękny wiatr z dobrego kierunku. Cztery doby pięknej żeglugi. Przed nami Fatu Hiva. Pierwsza z wysp należących do archipelagu Markizów. Zamierzamy dotrzeć do zatoki Bay of Virgin, czyli Hanavave. Po krótkiej wymianie informacji z Rolfem decydujemy sie na zakotwiczenie w zatoce Omoa. ze względu na dużą ilość jachtów w Bay of Virgin.
15.04.2022
Jest 23- cia w nocy , dzięki wiadomości od Rolfa wiemy ,że w zatoce jest tylko ich jacht i możemy za nimi zakotwiczyć. Wpływamy więc po ciemku i kotwiczymy niedaleko Yelo. Yelo to katamaran Rolfa i Daniele. Po sprawdzeniu ,że kotwica dobrze trzyma, idziemy spać.
16.04.2022
Po tak długim rejsie załoga oczekuje odpoczynku. Kręcimy się więc po wiosce. Idziemy na obiad do wiejskiej restauracji . W Wielką Sobotę idziemy z Jurkiem na uroczystość święcenia ognia. Niespodziewanie dużą ilość wiernych gromadzi się na placu niedaleko kościoła . Wszyscy odświętnie ubrani.Panie w większości białych sukniach. O dziwo uroczystość celebruje kobieta ubrana w białą komżę. Następnie wszyscy udają się do kościoła na mszę. Wszyscy uczestniczą we wspólnym śpiewaniu. Zadziwia to zaangażowanie wiernych, nie mówiąc o melodii i rytmie. Bez wątpienia w śpiewie tym słychać głosy wojowników. Nie jest to łagodny śpiew. Bębny i pohukiwania to zapewne przedchrześcijańska tradycja. Na tej mszy widać, że to nie jest widowisko dla publiczności, ale żywa tradycja. Uczestniczymy w normalnym życiu tej społeczności. Coś pięknego. Zagadkowy jest dyrygent, który kieruje śpiewem, śpiewem na głosy. Zdziwienie budzi jego biały atłasowy garnitur, jego długie blond włosy, jego niezwykłe zaangażowanie. W deszczu wracamy na jacht. Jutro Niedziela Wielkanocna. Zaprosiliśmy Daniele i Rolfa. Trzeba będzie coś przygotować.
18.04. 2022
Niedziela Wielkanocna
Chrystus zmartwychwstał. Naprawdę zmartwychwstał.
Od rana przygotowania na przyjęcie gości . Upiekłem dwa ciasta , zrobiłem sałatkę z szynką z puszki i śniadanie wielkanocne gotowe.
Przyszli goście , przynieśli miskę prażonej kukurydzy. Widać ,że byli zaskoczeni wystawnością naszego przyjęcia. A niech wiedzą jak wygląda polska gościnność.
!9.04.2022
Od rana przenieśliśmy się do zatoki Hanavave czyli Bay of Virgin. Widoki niesamowite, dookoła wysokie góry porośnięte tropikalną roślinnością.Poszliśmy z Jerzym zobaczyć wodospad. Droga była długa i trudna , a wodospad marny. Ściana skalna ledwie zmoczona wodą, ale wycieczka była fajna.
20.04.2022
vN5ClSsmgvF3mZypC7f_AZhQtb/s4640/1657093396677.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"> |
Zatoka Hanavave czyli zatoka dziewic. |
Kolejny dzień w zatoce Hanavave. Odpoczynek, przetykanie umywalki i walka z AIS-em. To znaczy, walczy Jerzy , a ja asystuję. Niestety , AIS - a nie udało się uruchomić.
21.04.2022
Po całym dniu żeglugi kotwiczymy na Hiva Oa. W dobrze osłoniętym miejscu stoi beczka cumownicza , a do niej zacumowanych kilka jachtów. To znaczy , z dziobu kotwica rufą do beczki. Znalazłem całkiem sporowolnego miejsca dla naszej Euforii. Udało sie nam całkiem zgrabnie zacumować do beczki. Odległość od sąsiednich jachtów wystarczająca, żeby się nie dotykać, więc stoimy. Po chwili podpływa młoda kobieta , zaczyna kurtuazyjną rozmowę , skąd płyniemy , dokąd itp. Na koniec wyszło szydło z worka i pani zaczyna, że się obawia o swój jacht, że za blisko, że jak cos się stanie, to nie będzie gdzie naprawić. Wszystko grzecznie i miło. Niestety , ja równie grzecznie i miło zapewniłem panią Holenderkę , że jestem pewien, iż odległość między jachtami jest wystarczająca, że nic się na pewno nie stanie. Holenderka, z pięknie oklejonego katamarana odpłynęła niepocieszona. Zawiodłem panią i nie zmieniłem swojego miejsca.
Zatoka duża, ale niezbyt urokliwa. Aby dostać się do miasta, trzeba by pokonać dystans 4 km na piechotę. Kupujemy więc olej napędowy do jachtu , chleb oraz inne drobiazgi i następnego dnia wyruszamy na Tahuatę.
22. 04.2022
Po krótkiej żegludze kotwiczymy w pięknej zatoce o trudnej, jak zwykle na Markizach, nazwie, Hamamoenoa. Piaszczysta plaża to duża rzadkość na Markizach, piękne palmy pochylają się nad plażą.
24.04.2022
Po całodziennej żegludze docieramy do wyspy Ua Huka. Próbuję znaleźć jakąś zatokę do zakotwiczenia. Niestety do każdej wchodzi spora martwa fala. Pod koniec dnia kotwiczymy w zatoce Haavei. Niestety tutaj tez wchodzi fala. Aby się przed nią schronić , chowamy się za wychodzącym w morze cypelkiem , ale jesteśmy blisko skalnej półki, gdzie się rozbija wchodząca fala. Rzucamy jeszcze kotwicę z rufy, aby nas wiatr nie obrócił w kierunku skalnej półki. Wyspa zasługuje na swoją nazwę , bo huk jest tu spory. O spokojnym śnie nie ma co marzyć Ustalamy wachty kotwiczne i tak czekamy poranka. Niewątpliwie ta noc nie należała do miłych.
25.04.2022
Zaraz po śniadaniu wyruszmy na Nuku Hivę. Dystans 30 mil dzielący obie wyspy, pokonujemy w ciągu 6 godzin i po południu rzucamy kotwicę w zatoce Taiohae. Zatoka jest olbrzymia, z łatwością może pomieścić te 60 jachtów, które tam kotwiczą.
26. 04.2022
Dzisiaj opuszczają nas Majka i Jurek. Przenoszą się na stały ląd , aby odpocząć przed podróżą.
27.04.2022
Marek podwozi mnie do portu i idę szukać lekarza. Trochę się stresuję tą sytuacją . Na szczęście wszystko poszło gładko. Pielęgniarka zarejestrowała mnie bez zbędnego czekania. Zważyła , zmierzyła ciśnienie i pokazała gdzie czekać na lekarza. Lekarz wydawał się zorientowany w tego typu bólach barku. Kilka testowych ruchó
w ręką , prześwietlenie i wystawiona recepta na zastrzyk, który się w szpitaliku właśnie skończył. Poszedłem więc na pieszo do apteki. Zapytany o drogę kierowca wolał mnie podwieźć niż tłumaczyć gdzie mam iść. Całe szczęście, bo zaczynało padać. Gdy wyszedłem z apteki, lało już na całego i nie zanosiło się na szybki koniec tej ulewy. Zagadnięta kobieta zabrała mnie z powrotem do szpitala. Uczynność tych ludzi jest niesamowita.
W szpitalu poszło szybko, zastrzyk w ramię, kasa i jestem wolny. Pełen nadziei ,że będzie lepiej, wracam na jacht
28.04.2022
Od samego rana rusza akcja wypożyczenia samochodu. To znaczy, ja wypożyczam, a Majka z Jerzym płacą. Po krótkich formalnościach dostajemy Pickupa z napędem na cztery koła i jedziemy na wycieczkę. Wspinamy się ostro w górę, po drodze piękne krajobrazy i ta roślinność, bujna , tak egzotyczna , palmy, paprocie drzewiaste, fikusy. Fikus to niezwykłe drzewo, którego pnie rosną z góry w dół. Tak, tak, nie zmyślam. Z rosnącego konaru zwisa gałąź , która po osiągnięciu ziemi ukorzenia się i przekształca w kolejny pień. Drzewa te mogą mieć olbrzymie rozmiary i kilka lub kilkadziesiąt pni rosnących razem. Wszędzie mnóstwo koni , chodzą swobodnie w miejscach dalekich od zabudowań ludzkich i w ilościach które świadczą ,że to są dzikie konie. Dojeżdżamy na drugą stronę wyspy do zatoki Hatineu. Na kotwicy stoi jeden jacht, jednakże pomimo tego ,że zatoka jest osłonięta od wiatru, to wchodząca martwa fala , kołysze tym jachtem niemożliwie. Nad brzegiem zatoki znajdujemy restaurację. Jerzy z Majką stawiają nam pyszny obiad. To ostatni obiad, można powiedzieć pożegnalny. Następnego dnia nasi załoganci odlatują do domów. Majka do Polski, a Jerzy do Australii.
Drogę powrotną rozpoczynamy w deszczu, który przechodzi w ulewę. Drogą płynie rzeka niosąca mnóstwo kamieni. Ze zboczy, przy których przejeżdżamy, wypływają wodospady, niektóre wprost na jezdnie. W pewnym momencie uświadamiam sobie ,że robi się niebezpiecznie. W takich warunkach te strome zbocza, do których przyklejona jest droga, mogą spłynąć w dół. I tak cały czas w deszczu dojeżdżamy do Taiohae.
29.04.2022
Dzień rozstania z Majką i Jerzym. Tyle wspólnie przeżytych chwil. Nocne wachty, rozmowy, dyskusje, czasem ostre , trochę smutno. Cóż czas biegnie , wsiadamy do samochodu i jedziemy na lotnisko. Droga prowadzi stromo w górę, jest poprowadzona po zboczach górskich. Wspinamy się na przełęcz o wysokości 1200 m. Takiej ilości zakrętów, na tak małej odległości nie powstydziłaby się żadna alpejska droga wysokogórska. Niestety pogodę mamy kiepską , cały czas chmury przesłaniają krajobraz, momentami jedziemy wprost w chmurach. Po przekroczeniu przełęczy pogoda się poprawia. Góry zatrzymują chmury na wschodniej stronie wyspy. Widać to po roślinności która pokrywa tę część wyspy. Krajobraz przypomina Wyspy Kanaryjskie, jest sucho z niewielką ilością roślin.
01.05.2022
Niedziela . O godzinie ósmej rozpoczyna się msza , więc płynę do portu. Kościół jest mało zabytkowy. Konstrukcja przypomina halę sportową, ale nie to jest istotne. Sama liturgia, której mało co rozumiem, jest podobna do naszej, polskiej. Gdy wierni zaczynają śpiewać, to wtedy widać ich zaangażowanie, a co najważniejsze , słychać ich historię. Historię wojowników, którzy swoim śpiewem zagrzewali się do walki. To nie jest ten melodyjny spokojny rytm. Rytm, który się kojarzy z Polinezją, tu słychać pohukiwania na wroga. Do tego bębny wybijają ten rytm. Ostry ,zagrzewający do walki. Takie są moje subiektywne wrażenia. Nigdy ich nie konsultowałem z naukowymi opracowaniami. Ciekawe czy jacyś badacze mają też takie spostrzeżenia. Ten wspólny śpiew, to jak koncert chóralny, śpiewem na głosy kieruje dyrygent, w tym przypadku kobieta. I co najważniejsze , ci ludzie śpiewają dla siebie. Ten obyczaj jest żywy. Tak się śpiewa na co dzień. W odróżnieniu od innych występów folklorystycznych, które są tylko wizją tych obyczajów, które umarły.
TIKI |
03.05.2022
Poprzedniego dnia dopłynęliśmy na wyspę Ua Pou. Niestety , zatoka, w której zakotwiczyliśmy była słabo osłonieta od martwej fali, poza tym nie ma możliwości lądowania na brzegu , więc zmieniamy miejsce postoju. Kotwiczymy w zatoce Haakuti. Mała przystań pozwala na lądowanie pontonem. Droga od przystani wiedzie przez schludne zabudowania. Wszędzie bujna roślinność, bananowce, chlebowce , mangowce i mnóstwo krzewów ozdobnych obsypanych kwiatami.
04.05.2022
Po śniadaniu idę na wycieczkę w nieznane. Na chybił trafił wybieram drogę wzdłuż strumienia. Wkoło drzewa , palmy , gęsta roślinność. Droga pnie się pod górę, jest wyboista, ale przejezdna dla samochodu terenowego. W pewnym momencie zatrzymuje się koło mnie samochód z europejczykiem za kierownicą. Po krótkiej wymianie zdań dowiaduję się ,że to Niemiec-Manfred. Mieszka na końcu tej drogi wraz z żoną i produkuje czekoladę. Od niego dowiaduję się ,że mogę też skręcić do wodospadu . Super , przypadkiem trafiłem na drogę z takimi atrakcjami. Skręcam więc w kierunku wodospadu. Ścieżka wiedzie przez gęsty las. Po 20 minutach docieram do niewielkiego wodospadu, który wpada do małego basenu. Robię kilka zdjęć i wracam na ubitą drogę . Znowu pnę się do góry w kierunku farmy Manfreda. Po kilkudziesięciu minutach docieram do bramy. Witają mnie ujadające psy. Na szczęście mam przy sobie spory kawałek bambusa więc w razie czego nie będę bezbronny. Po chwili wita mnie żona Manfreda, zaprasza i wskazuje, gdzie jest jej mąż. Manfred oprowadza dwóch turystów, Włochów jak się dowiaduję. Dołączam więc do wycieczki i słucham opowieści o czekoladzie. Na koniec degustacja i zakup ręcznie produkowanej czekolady. Na jacht wracam z plecakiem wypełnionym owocami mango zebranymi pod drzewem i w dobrym humorze. Wieczorem płynę pogadać z Włochami, którzy pływają katamaranem pod Polską banderą. Okazuje się ,że Polskie przepisy są bardzo liberalne i opłaca się zarejestrować jacht pod naszą banderą, aby ustrzec się przed kłopotami związanymi z przeglądami.
05.05.2022
Jesteśmy z powrotem na Nuku Hivie w zatoce Taioahae. Kotwiczymy w pobliżu jachtu o nazwie Polka. Jacht jest stalowy , w całości pomalowany czerwoną farbą antykorozyjną, jak sadzę. Sprawia wrażenie opuszczonego. To zapewne jacht , znanego w Polsce Czeskiego żeglarza, Rudy Krautschneidera. Co on tutaj robi? Okazuje się ,że Ruda dał czy pożyczył komuś.
Karmienie rekinów na Nuku Hivie |
Dużą atrakcją tej zatoki jest nabrzeże, na którym rybacy patroszą złowione ryby . Głównie tuńczyki. Robią to z wielką wprawą . W kilka minut filetują wielkiego tuńczyka. Większość z tych ryb ma ponad metr długości. Pozostałość po filetowaniu trafia prosto do wody, co przyciąga rekiny. Chwilę wrzuceniu jakichś odpadów podpływa jeden czy dwa rekiny , woda się zakotłuje i można zaobserwować wielkie cielska, co najmniej dwumetrowej długości. Strach pomyśleć co by było gdym tak wpadł tam do wody, a właśnie zaraz obok jest drabinka, do której dobijamy pontonem.
Gdy przypłynąłem z rana, udało mi się kupić piękny kawałek tuńczyka. Dwa kilogramy za 1000 franków pacyficznych , czyli 40 zł. Usmażone steki smakowały wyśmienicie.
09.05.2022
Przez cała noc , słyszałem i czułem ,że coś jest nie tak z naszą kotwicą. Łańcuch hałasował niemiłosiernie. Czułem szarpnięcia łańcucha , normalnie przy tej długości , około 40 m, łańcuch nie szarpie. Kombinacje z linką, która odciąża windę kotwiczną, nic nie dały. Trzeba wyciągnąć kotwicę i sprawdzić. Niestety zgodnie z moim przeczuciem łań cuch się o coś zahaczył . Wyszło tylko 5 m , a pod wodą zostało jeszcze 35 m. Nie miałem zbyt wielkich nadziei , kiedy po założeniu maseczki próbowałem zejść na dół. Przejrzystość wody jest tutaj bardzo mała , a moje umiejętności nurkowania niewielkie. Jednym słowem nic nie zobaczyłem. Na całe szczęście, głupi ma zawsze szczęście, podpłynął do nas młody Francuz z propozycją pomocy przy nurkowaniu. Propozycja przyjęta natychmiast. Za chwilę nasz nowy kolega pojawił się z powrotem w stroju płetwonurka, w płetwach długości może 2 metrów, może przesadziłem ,ale dla mnie bardzo długich. Wstępne podwodne oględziny wykazały ,że łańcuch jest owinięty wokół wraku statku, no pięknie. Kilka zejść pod wodę na głębokość około 10 m , pozwoliły na uwolnienie kilku metrów łańcucha. Niestety nadchodzący zmierzch nie pozwolił na kontynuacje pracy.
Kolejny dzień wstaje , dobrze by było kupić tuńczyka od rybaków. Tuż obok, na nabrzeżu rybacy oprawiają złowione ryby. Może uda się kupić kawałek Tuńczyka. Wsiadam do pontonu i po kilku minutach jestem na brzegu. Rzeczywiście rybacy oprawiają tuńczyki o wadze 30 może nawet 40 kg.. Dopiero zaczęli , więc chyba zdążę jeszcze do sklepu po świeżą bagietkę. Niestety po powrocie wszystkie tuńczyki już sprzedane. Cholera jasna by to wzięła, co zrobię na obiad. Nic to trzeba wracać na jacht, może niedługo przypłynie płetwonurek. Na śniadanie chrupiąca bagietka, panamska konserwa i masło orzechowe, mniam. Trochę musieliśmy poczekać ale w końcu jest nasz nurek. Uzgadniamy sposób działania, łańcuch w dół to w górę . Jacht do przodu , w prawo to w lewo. Dookoła , trochę było tych manewrów , trochę czasu to zajęło, ale koniec końców łańcuch uwolniony, kotwica w górę. Przestawiamy się na nowe miejsce. Jak przyjemnie , nic nie szarpie ni e rupocze. Na zwiedzanie kolejnej zatoki, Anse Hakatea, wybierzemy się jutro. Może uda się kupić tuńczyka.
11.05.2022
Budzę się przed świtem, krótka gimnastyka poranna i jestem gotowy, aby płynąć na ląd. Muszę w końcu kupić tego tuńczyka. Gdy ląduje na brzegu, rybacy już patroszą ryby. Podchodzę bliżej, przyglądam się chwilę, zanim poprosiłem o 2 kg tuńczyka , jeden z rybaków podaje mi przygotowany kawałek , 2 kg pour vous, pamięta ,że przez dwa poranki odchodziłem z kwitkiem. Mamy mięsa na cztery obiady. Możemy płynąć do kolejnych zatok, konkretnie kierunek baie Hakatui. Zatoka bardzo dobrze osłonięta, tylko kilka mil do pokonania , więc nie musimy się śpieszyć. Po obiedzie podnosimy kotwicę i płyniemy. Wietrzyk przyjemny, po krótkiej żegludze pełnym wiatrem jesteśmy u wejścia, do którego zatoki bronią wysokie klify otaczających gór. Wysoka oceaniczna fala wpycha nas do zatoki,nie jest to przyjemne, ale nie jest też jeszcze groźne. Jeden zakręt , za chwilę drugi i już jesteśmy na płaskiej wodzie. Wkoło góry, normalnie zakotwiczyliśmy na Morskim Oku. W głębi plaża i palmy. No tak, nad Morskim Okiem palm raczej nie ma. Jest pięknie i trochę groźnie. Ponton na wodę i płyniemy na plażę. Piękny drobny piasek zachęca do spacerów. Urok tego miejsca potwierdza wycieczka turystów, którzy przypłynęli tutaj łodzią motorową z Taiohae, specjalnie, żeby się wykąpać na tej piaszczystej plaży. W zatoce obok jest początek szlaku do wodospadu. Może jutro się przejdę, ponoć warto.
12.05.2022
Poranek przywitał nas chmurami i deszczem. Dodatkowo wiatr się wzmaga. Chyba mi się nie chce tam płynąć, naszym małym pontonem to chyba nierozsądne. Cały dzień chmurny i deszczowy, istne Mazury i to wrześniowe. Te chmury trzymają się na wierzchołkach gór i z tego powodu tu tak kiepska pogoda. Jutro płyniemy dalej, może będzie lepiej.
13.05.2022
Podnosimy kotwicę i wypływamy. Fala wali prosto w przesmyk prowadzący do naszej zatoki . Silnik pracuje na maksymalnych obrotach, a nasza prędkość to zaledwie 2 węzły. Może jakoś się wyciągniemy pod wiatr i fale , nie jest daleko, a potem będzie już z wiatrem. Faktycznie, małe pół godziny i już stawiamy foka. Foczek nie duży, ale i tak popycha nas z prędkością 4 węzłów. Płyniemy w stronę zatoki, która leży w nie dużej odległości od lotniska . Mamy nadzieję ,że do niej uda nam się dowieźć nasze żony, które przylatują za tydzień. Zegnamy nasza piękną zatokę wraz z otaczającymi ją chmurami. Po trzech godzinach jesteśmy w zatoce koło lotniska. Zatoka pusta , niezbyt piękna, ale na końcu widać piaszczystą plażę. Niestety bez palm. I najważniejsza zaleta tej zatoki , to spokojna woda. Cos niezwykłego , nie kołysze. Chyba po raz pierwszy od wypłynięcia z Panamy Euforia się nie kołysze. Pierwsze oględziny zatoki potwierdzają ,że można tu przywieźć żony i zaokrętować. Mały pomost pozwoli na załadowanie bagażu do pontonu. Teraz tylko kwestia transportu z lotniska do tej zatoki. Odległość to 7,5 km po drodze kamienistej , nadającej się jedynie dla samochodu terenowego. Wybieram się więc pieszo na rekonesans. Droga wije się po skalistych zboczach , to w górę to w dół. Po około 1,5 godziny jestem w okolicy lotniska . Zapomniałem zabrać ze sobą wody , jestem więc mocno spragniony. Nie ma innego wyjścia, trzeba poprosić jakiegoś gospodarza o wodę. Zabudowania otoczone niby płotem , daleko od drogi . Nie ma jak się dostać do środka. Na szczęście ujadające psy zaalarmowały właścicielkę i ta podchodzi do mnie. Z wyraźną ulgą przyjmuje fakt , że chodzi mi tylko o wodę do picia i przynosi mi całą butelkę. Zapytana o transport do zatoki odpowiada ,że oczywiście , mąż będzie w domu, to podwiezie. Czyli plan przejazdu z lotniska na jacht już jest. Poza tym na ten sam samolot na pewno przyjadą pasażerowie taksówkami i któraś będzie wracała pusto , więc nas podwiezie do jachtu. Droga powrotna na jacht już nie tak szybka, po drodze mijają mnie dwa samochody, czyli jest jakieś życie. Do zatoki wracam już po zmroku.
14.05.2022
Dzisiaj w planie mamy odwiedzenie zatoki Anaho. To oznacza 15 mil pod wiatr. Prognoza pogody pokazywała wiatr w granicach 12 węzłów, więc powinniśmy dać radę. Niestety , po wyjściu spod osłony Nuku Hivy , wiatr okazał się znacznie silniejszy . Po chwili przyszła refleksja, czy my musimy tam płynąć. Cały dzień piłowania pod wiatr. Az tak bardzo nie chce mi się zwiedzać tej zatoki. Robimy zwrot i obieramy kurs na Ua Pou. To wprawdzie 35 mil , ale połówką , będzie przyjemniej. Rzeczywiście jest przyjemnie i dosyć szybko. Po południu kotwiczymy w znanej nam zatoce.
17.05.2022
Od rana wieje tęgo , postanawiamy więc się pobyczyć w tej zatoce. Jako że oprócz nas w zatoce stoi jeszcze tylko jeden jacht, to wpływający jacht wzbudza nasze zainteresowanie. Oczywiście patrzymy na banderę i o dziwo , może nie tak wielkie zdziwienie, to jacht z morskiego kraju. Na rufie powiewa Czeska bandera. Ot morski naród .
Jako że mam dużo czasu , wybieram się na wędrówkę w nieznane, może znajdę drogę ku tak intrygującym szczytom. Iglice skalne , wznoszą się na wysokość kilkuset metrów ponad otaczające wzgórza. Ciekawa jest geneza tych skalnych iglic. W okresie aktywności wulkanicznej, płynna magma przebijała skorupę tych wysp i zastygała w powstałych kanałach. Następnie wskutek erozji , deszcze rozmyły mniej odporne skały i został tylko bardzo odporny na erozję rdzeń z litej magmy. Niestety , droga przez las nigdzie mnie nie zaprowadziła, muszę wracać.
Marek przypływa po mnie pontonem i od razu melduje ,że poznał naszego sąsiada Czecha i ,że możemy się spodziewać wizyty. Fajnie , miło jest poznawać ciekawych ludzi. Rzeczywiście Miro Racan , tak się nazywa nasz Czech, jest postacią bardzo interesującą. Wypłynął swoim jachtem 15 lat temu, z Pragi wypłynął i tak pływa po świecie. Żeby "zaoszczędzić na kanale panamskim ", dostał się na Pacyfik , przemierzając przejście północno -zachodnie. Oczywiście z tym zaoszczędzeniem to żart.
Od Miro dowiadujemy się , że w piątek na Nuku Hivie będzie festiwal tańców i śpiewów lokalnych. No i mamy dylemat, czy zgodnie z planem płynąć do zatoki pod lotniskiem, czy zostać w Taiohae i wieczorem zobaczyć występy. Sprawdzimy, jakie są możliwości dojechania na lotnisko z Taiohae i zdecydujemy co robić. Jutro definitywnie wracamy na Nuku Hivę.
18.05.2022
Decydujemy się odwiedzić jeszcze jedną nie znaną zatokę na Nuku Hivie. Zatoka Hodumi leży na południowo wschdnim krańcu wyspy i jest dobrze osłonieta od wschodnich wiatrów i fali.
Zaraz po śniadaniu kotwica idzie w górę , przechodzimy w pobliżu White Snow , czyli w pobliżu jachtu Mirka. Na czeskim pokładzie cisza, nic się nie dzieje, płyniemy więc dalej. Stawiamy żagle , a po chwili okazuje się ,że Miro wypłynął za nami. Przez chwilę płyniemy równolegle , robimy sobie zdjęcia i obieramy kurs na różne krańce Nuku Hivy.
Po południu docieramy do pięknej zatoki, z dwóch stron skaliste wysokie brzegi, a na końcu ładna piaszczysta plaża. Wybieramy się na zakupy do wiejskiego sklepu, niestety sklep zamknięty na stałe. Następny w kolejnej miejscowości odległej o 4 km. Jest już za późno na taką wycieczkę , ale następnego dnia może się wybierzemy.
Wszystkie jachty stoją w tej zatoce na dwóch kotwicach, jest z tym trochę więcej roboty, ale dzięki temu jacht jest na stałe ustawiony dziobem w kierunku do wyjścia z zatoki, skąd przychodzi martwa fala. Falka jest niewielka , ale gdy jacht ustawi się do niej bokiem, to potrafi go nieprzyjemnie rozkołysać. Stoimy więc na dwóch kotwicach , jedna z dziobu druga z rufy. Dzięki temu mamy spokojną noc.
!9.05.2022
Cały dzień na zwiedzanie wyspy. Namówiłem Marka i wybieramy się do następnej miejscowości o trudnej do wymówienia miejscowości, Taipivai, na piechotę. Przy drodze rośnie mnóstwo drzew mango. Niestety , mango rosną wysoko i trudno je zerwać. Pozostają te, które spadły na ziemie. W drodze powrotnej zabierzemy kilka owoców na jacht. Spacer do sklepu szybko mija. Sklepik niewielki, dużego wyboru nie ma. Kupujemy zamrożony chleb oraz oczywiście lody i wracamy na łódkę.
21.05.2022
Jutro przylatują nasze małżonki. Zdecydowaliśmy ,że wynajmiemy samochód i pojedziemy na lotnisko. Okazało się , że to nie takie proste. Na Nuku Hivie zabrakło paliwa. Jedyna stacja paliw nie sprzedaje benzyny , więc wypożyczalnie nie wynajmują samochodów. Na szczęście właścicielka kilku samochodów, od której wypożyczałem samochód, aby odwieźć Majkę i Jurka na lotnisko, ma samochód z paliwem i nie będę musiał uzupełniać stanu paliwa. Czyli pięknie, załatwione.
Wieczorem spotykamy Miro. Idziemy razem do baru na plaży. Zamawiamy stek z frytkami i czekamy. Zasady, na jakich odbywa się odbiór zamówionych dań, jest dla mnie niejasny. Trzeba być aktywnym konsumentem, dopytywać się, pokazywać , sprawdzać ile osób jest jeszcze przed nami. W końcu przyszła nasza kolej. Dostajemy sporego steka z dużą ilością słodkiego sosu i frytki. Za sztućce musi nam wystarczyć plastikowy widelec. Tylko jak takim widelcem pokroić stek? Pozostaje szarpać zębami. Cóż taki koloryt. Najedzeni jesteśmy, więc wracamy na jacht zadowoleni.
22.05.2022
Dzisiaj przylatują nasze żony. Na pokładzie klar. Toalety wyczyszczone, kuchenka wyszorowana, nowa pościel założona, możemy jechać na lotnisko. Trzeba tylko odebrać samochód. Idę więc do pani od wypożyczalni. Niestety jest inna pani , a ta nic nie wie. Wolnego samochodu na wynajem niema. Szukam więc tej, z którą rozmawiałem. Znalazłem ją w domu, wydaje się niczego nie pamiętać, robi dziwną minę. Na szczęście , jest jej nastoletni syn, który przypomina mamie naszą rozmowę. Pani bije się w piersi, przeprasza, ale zapomniała i wolnego samochodu nie ma. Naciskam, proszę , zmiękczam , w końcu dostaję propozycję mniejszego samochodu. Ależ oczywiście , wystarczy nam Renault Clio. Uff, mamy czym jechać. Dalsze 6 tygodni , to już inna bajka.
Komentarze
Prześlij komentarz